Spędziłem kilka dni w Gdyni. Było super, bo do domu zawsze dobrze się wraca. Wyjazd nie byłby w pełni udany bez treningów. Zrobiłem 2 miejskie ( po jednym z Krzyśkiem i Arkiem) a zakończyłem niedzielnym biegiem po górkach i lesie. Pobiegłem na Klif Orłowski i Polankę Redłowską – szlakiem swoich harcerskich czasów 😉 Trasy i podbiegi o jakich na Mazowszu można tylko pomarzyć. Miejscami czułem się jak na Chudym Wawrzyńcu. Uda i łydki nieźle parzyły. Następnego dnia chodziłem w opaskach kompresyjnych pod „cywilnymi” dżinsami.
Nie tylko Sopot ma molo. Na zdjęciu widać to gdyńskie, w Orłowie.
Teraz jestem już w Warszawie, gdzie czeka mnie powrót do „szarej, treningowej rzeczywistości”. Do maratonu w Rzymie mam mniej niż 3 miesiące, dlatego wczoraj rozpocząłem „przyśpieszanie”. Zrobiłem pierwszą tempówkę w 2014 roku. Pogoda sprzyja treningom szybkości (grudzień był miesiącem „siły biegowej”), dlatego wczoraj zrobiłem 30 min wolno + 2x 10 min tempem półmaratońskim (wyszło średnio po 4:30) na 5 minutowej przerwie. Brak zimy może pomóc w przygotowaniach do wiosny. W zeszłym roku śnieg trzymał długo (za długo), więc bardzo ciężko biegało się tempówki i interwały. Bo ile można ćwiczyć w śniegu siłę biegową? Praktycznie każdy trening był „siłą biegową”. Może w tym roku uda się zdążyć z nabieganiem szybkości. Zależy mi na dobrych warunkach do treningu, bo maraton w Rzymie odbywa się 23 marca, to o ponad miesiąc wcześniej niż zeszłoroczny Kraków.