Musiałem sobie zrobić kilka dni odpoczynku. Dopadło mnie jakieś osłabienie organizmu i nawarstwienie się spraw w pracy. To wszystko sprawiło, że nie biegałem – nie miałem siły i czasu. Było mi z tym niewygodnie, ale nie za bardzo nie miałem wyjścia. Podjęta próba treningu skończyła się po 5 km, po których stwierdziłem, że to nie ma sensu.
Ale wczoraj razem z Dominikiem wreszcie pobiegliśmy na 2h do lasu. Wyszło ponad 22 km. Dobrze było znaleźć się znów na szlaku. Po powrocie do domu – nagroda – tak witał mnie mój wierny przyjaciel:)
Na tym blogu dość rzadko wklejam wegańską propagandą. Mimo że jestem totalnie oddany sprawie, czuję się dość mało komfortowo w prawieniu kazań dotyczących diety innych (było inaczej kiedy byłem młodszy ;)). Ale ten klip, który od kilku dni śmiga po sieci, zrobił na mnie wrażenie i sprawił, że chcę się nim podzielić. Nie jestem rodzicem, więc nie znam się na dzieciach i ich wychowaniu. Mimo to wierzę w naturalną i wrodzoną empatię i „niewinność” dzieci, która w mniej lub bardziej brutalny sposób jest niszczona przez ich otoczenie (i nie piszę tu tylko o podejściu do zwierząt). Prawdą jest jednak to, że dzieci mają problem z wiedzą skąd pochodzi jedzenie, które ląduje na ich talerzu. Nie wszyscy rodzice zadają sobie trud by im to wytłumaczyć. Jakimś cudem mały Luiz zadał mamie dość niewygodne pytania, otrzymał odpowiedzi, złożył deklarację, a mamę doprowadził do łez wzruszenia:) Sprawdźcie sami:
[youtube=http://youtu.be/fRNNzMZgrzs]