Ta strona na pewno nie jest i nie będzie blogiem kulinarnym. Prawdą jest jednak, że sporo osób dopytuje o moją dietę i o jej łączenie z bieganiem. Nie jestem w tej dziedzinie żadnym ekspertem ( i nie chce za takiego być uważany). Staram się po prostu jeść zdrowo, ale bez jakiegoś odmierzania kalorii, gramów, itp. Wychodzi ok.
Ale jeśli jesteście ciekawi, to właśnie tak wyglądał (zdjęcie) mój wczorajszy pracowy „lunch box” – quinoa+tofu+surowa cebula+szczypiorek+kurkuma+olej kokosowy. Smakowało, choć mogłem zrobić tego trochę więcej. Za przekąski służyły mi wczoraj suszone figi, daktyle *wszystko suszone naturalnie, zero siarki, itp.) i orzechy brazylijskie. Wszystko zjedzone pod lekki wieczorny trening …. który się nie odbył. Niestety poczułem, że coś mnie bierze, jakiś wirus walczy aby przejąć kontrolę nad moim ciałem. Na razie funkcjonuję ok, nie poddaje się, ale do dzisiejszego treningu (na który się wybieram) piję na wszelki wypadek hektolitry zielonej herbaty z imbirem. W niedzielę półmaraton w Wiązownej (a właściwie to „w Wiązownie”). Miałem cichą nadzieję na „życiówkę”, ale obserwując pogodę i moje zdrowie, wydaje się, że niedziela będzie dniem walki w zupełnie innym wymiarze :).