RR & JJ

Rich Roll, wegański triathlonista i ultramaratończyk jakiś czas temu zajął się nagrywaniem podcastów (niedługo wydawnictwo Galaktyka wydaje polskie tłumaczenie jego znakomitej książki Finding Ultra. Nie wolno przegapić!). Tematyka oczywiście sportowo-żywieniowa i  w sumie to nie przykładałem do tych produkcji większej uwagi. Najczęściej kończyło się tylko na przeczytaniu skrótów programu. Jednak ostatni podcast Rich’a wyjątkowo przypadł mi do gustu. Wszystko za sprawą obszernego wywiadu/rozmowy z Johnem Josephem, frontmanem legendarnego Cro-Mags, weganinem i triathlonistą. Dla niektórych, rzeczy jakie JJ wygaduje w tym wywiadzie mogą okazać się lekko kontrowersyjne. Ale powiedzmy szczerze, gość z niejednego pieca jadł chleb (m.in. więzienie, US Navy i Hare Krishna), więc ma prawo mówić to co mówi. A mówi dużo. Bardzo dużo 🙂

John Joseph to jeden z wielu przykładów kiedy kultura hardcore/punk/straight edge przeplata się ze kulturą sportu. Dla mnie jest to mega ważny aspekt mojej aktywności i całego podejścia do weganizmu i sportu. Widzę tu wielki wspólny mianownik.

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=kqBsmGTu6XM]

Wracając do JJ – kilka lat temu jeden z nowojorskich treningów John’a sfilmował i zmontował Patryk z Polygraph Productions. JJ daje kilka cennych porad treningowych i pokazuje jak z Nowego Jorku robi sobie siłownię 😉

[vimeo http://vimeo.com/4598171]

Polecam jeszcze dwie książki napisane przez JJ – „Meat is for Pussies” oraz „The Evolution of a Cro-Magnom”. Dla większości z Was ten facet to chodząca kontrowersja, ale wierzcie mi, JJ po prostu wie o czym pisze. 

Teraz powrót na ziemię – dziś wieczorem czeka mnie dość ciężki trening – seria podbiegów, a potem interwały. Pewnie zrobię to na Agrykoli. To ostatni dzwonek aby coś dodać/poprawić przed Chudym Wawrzyńcem. Wyjeżdżam już za lekko ponad tydzień. Strasznie się cieszę na ten wyjazd. Będzie „orka” ale będą też wakacje!

PS. Zauważyłem właśnie, że Galaktyka już niedługo wydaje książkę „14 minut (…)” Alberto Salazar’a – maratończyka, a dziś trenera Mo Farah’a i Galena Rupp’a. Super, bo tego jeszcze nie czytałem.

Back to reality

Obrazek

Wróciłem już z krótkiego, acz bardzo relaksującego urlopu. Przez tydzień odpoczywałem, trenowałem podbiegi (a przede wszystkim zbiegi), popływałem, jadłem tony warzyw i owoców (zero soi) i nadrobiłem czytelnicze zaległości. Było bardzo fajnie. Szczególnie jeśli chodzi o trening. Przed samym wyjazdem czytałem niezwykle pouczający artykuł Jang’a, w którym radzi jak przygotować się do pierwszego, górskiego biegu ultra. Szczerze przyznam, że te kilkadziesiąt zdań nieźle mnie wystraszyło. Dlatego kiedy dotarłem na wakacje, strasznie ucieszyłem widząc dookoła górki. Zrobiłem 4 sesje treningowe, które generalnie ograniczyły się do wbiegania i zbiegania (oczywiście z różną intensywnością) na wyższe lub niższe wzniesienia. Mimo że od mojego powrotu minęło już kilka dni, i zdążyłem zrobić już w Warszawie dwa treningi (wybieganie ponad 30 km), wakacyjne zbiegi czuję w nogach 🙂  Obrazek

Dzień przed wyjazdem dostałem telefon z Garmin’a, że moja 610’tka jest już do odebrania z serwisu. Do końca nie wiem co się zepsuło w moim zegarku, na papierach nie ma szczegółów. Dla mnie ważne jest jednak to, że po tygodniu dostałem nowy zegarek. Całe szczęście, że zajęło im to tak mało czasu, bo przez tydzień biegałem z 410’tką (dostałem ją jako „zegarek zastępczy” od Garmin Polska – jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI). Muszę przyznać, że z tak mało „user-friendly” urządzeniem dawno już nie miałem do czynienia. Aby poskromić ten zegarek musiałem otworzyć instrukcję oraz dodatkowo posiłkować się filmikami z youtube’a, coś czego dawno nie robiłem. Chociaż zauważyłem jedną rzecz w której Garmin 410 wygrywa z 610’tką – kiedy robię długie wybiegania po lesie, często korzystam z funkcji „wróć do celu”. To bardzo przydatna funkcja zegarków biegowych Garmin, pozwalająca na swobodne i bezstresowe bieganie w nowym, nieznanym terenie. Nie trzeba martwić się o zapamiętanie drogi powrotnej. Po prostu w momencie podjęcia decyzji „dobra, zawijamy się”, zegarek Garmin’a, niczym samochodowy GPS poprowadzi nas w miejsce gdzie rozpoczęliśmy trening. W tym wypadku muszę powiedzieć, że 410’tka wydała mi się o dziwo sprawniejszą w odczytaniu powrotnej drogi (szybsza analiza i obróbka śladu gps oraz lepsza komunikacja zmiany kierunków).

Za mniej niż 3 tygodnie startuję w Świder Trail Maraton. Na liście startowej biegu na 42 km widnieje 48 tylko osób ( odbędzie się również półmaraton oraz biegi na 10 i 5 km). Potem 3 tygodnie odpoczynku i ruszam w góry na Chudego Wawrzyńca. Fizycznie nadchodzą dla mnie dość ciężkie tygodnie, ale dla psychyki będzie to raczej pełen detox 🙂

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=i-UrNYzASBg]