W niedzielę po raz pierwszy od 15 lat odwiedziłem Łódź. Moim zadaniem była pomoc na trasie kolegom z drużyny Polsat Biega (Dominikowi i Staszkowi) oraz Maćkowi, trenerowi naszej grupy, którzy biegli Łódź Maraton Dbam o Zdrowie.
Do Łodzi dojechałem już po starcie maratonu. Bez problemu trafiłem do Atlas Areny. Jako że Polsat był patronem medialnym maratonu, najpierw podszedłem do wozu satelitarnego i ekip reporterskich. Po 2 godz 10 minutach i 41 sekundach finiszował najszybszy maratończyk czyli Yared Shegumo. Chwilę potem odebrałem akredytację dziennikarską i szybko pobiegłem na trasę. Na 41 km biegła już Karolina Jarzyńska.
Chwilę później, w okolicach 39 km, natknąłem się na Maćka.
Leciał sam, było widać i słychać, że ostro walczy. „Odprowadziłem” go do 41,5 km. Uzyskał świetny czas 2godz 21 min 50 sek i zajął 19 miejsce wśród mężczyzn. Potem wróciłem w okolice 36 km i czekałem na Dominika. Niestety, to nie był widok jakiego się spodziewałem. Dominik był już bardzo zmęczony i widać, że nie miał sił na walkę. Do 30 km biegł bardzo dobrze ( tempo w okolicach 4:50), a potem po prostu osłabł. Wydaje mi się, że po prostu powtórzył mój „wykon” z zeszłego roku z krakowskiego Cracovia Maraton, czyli dał się ponieść tłumowi i zaczął za szybko 😉 Dwa tygodnie wcześniej Dominik rewelacyjnie pobiegł Półmaraton Warszawski, zrobił 1godz 33 minuty, poczuł moc ( słusznie, bo świetnie przepracował zimę) i w Łodzi pobiegł za szybko. Tu przeczytacie jego relacje z tego biegu. Obowiązkowa lektura dla maratończyków 🙂 Ale żeby nie było, dobiegł do mety i zrobił 3 godz 41 minut.
Chwilę po tym jak dobiegł do mety, na 39 km spotkałem Stacha z Poznania. Biegł ze swoim przyjacielem na złamanie 3:45. Stach był w bardzo dobrej formie, ale „balonik” na 3:45 był kilkaset metrów przed nim. Widząc, że nie jest jakoś strasznie zmęczony, zacząłem namawiać go do przyśpieszenia i dogonienia „zająca”. Podbiłem mu tempo i zostawiłem na ostatniej prostej do Atlas Areny. Chwilę później okazało się, że dobiegł z nową życiówką. Super.
Po powrocie do Atlas Areny załapałem się jeszcze na konferencję prasową zwycięzców. Zadziwiła mnie swoboda i lekkość wypowiedzi Karoliny i Yareda. Ktoś niezorientowany nigdy by nie uwierzył, że ci sportowcy właśnie przebiegli maraton.
Zaciekawiły mnie zarzuty dziennikarzy, że mimo zapewnień organizatorów o szybkości trasy, ta wcale nie okazała się tak być „lekką” i „przyjemną”. Osobiście żadnych górek nie widziałem, ale słyszałem narzekania maratończyków, że płasko na pewno nie było. Organizatorzy winę zrzucili na remonty i przebudowę właściwie całej Łodzi. Inaczej trasy wyznaczyć się po prostu nie dało.
A już w świąteczny poniedziałek Boston Maraton! Pobiec w Bostonie to nie lada wyzwanie, ale najpierw trzeba się na niego zakwalifikować. Aby dostać numer trzeba spełnić minima czasowe dla poszczególnej grupy wiekowej. Ja muszę jeszcze trochę popracować, bo potrzebuję minimum 3 godz 10 min, czyli o 19 minut lepiej od mojej życiówki (3godz. 29min. 42 sek)
Wiadomo, że po zeszłorocznych atakach bombowych w Bostonie, poniedziałkowy bieg urósł do rangi jeszcze większego symbolu. Oczy całego świata będą skierowane na biegaczy.
Dla mnie szczególnie ciekawie zapowiada się walka dwóch amerykańskich maratonek, Shalane Flanagan oraz Desiree Linden (z domu Davila). Obie biegły w amerykańskiej reprezentacji w maratonie na Igrzyskach w Londynie w 2012. Flanagan dobiegła na 10. miejscu, Desiree, z powodu kontuzji, zeszła z trasy (chyba na 5 km).
Flanagan, do maratonu w Bostonie (z którego zresztą pochodzi) przygotowuje się w Bostonie. Znany program amerykańskiej stacji CBS, 60 minutes, wyemitował kilka dni temu ciekawy reportaż o Shalane, jej treningach i o tym czym dla Ameryki będzie tegoroczny Boston Marathon.
[youtube=http://youtu.be/3BLdwkeEKzA]
Des Linden trenowała w Kenii. Tu nakręciła kilka odcinków The Kenya Project
[youtube=http://youtu.be/-8kxgZR1V-A]
Osobiście trzymam kciuki za Desiree, której kibicuję już od lat. Chociaż i tak najbardziej kibicuję Jarkowi M. Dajesz chłopie!