Jesień 2015

Łemkowyna Ultra Trail race kit

Łemkowyna Ultra Trail Race Kit

W weekend przebiegłem ostatnie zawody w tym sezonie. Biegłem w Łemkowynie, 70 km w Beskidzie Niskim, między Chyrową a Komańczą. Świetna, bardzo malownicza trasa i jeszcze lepsza organizacja biegu. Czas 11 h 21 min do najlepszych zdecydowanie nie należał, ale nie mieliśmy z Dominikiem ochoty na napieranie. Celem było dotarcie na metę we względnie dobrej formie. Wszystko się udało. Jestem z tego szczególnie zadowolony, ponieważ przed biegiem miałem tygodniową pauzę. Dopadł mnie jakiś jesienny wirus i po prostu nie byłem w stanie trenować. Jeszcze w piątek, jadąc do Chyrowej, czułem się dość słabo. Dopiero wizyta w biurze zawodów, wyzwoliła we mnie adrenalinę, która postawiła mnie na nogi.

Łemkowyna Ultra Trail meta finish

nogi i medal na mecie

Sama trasa baaardzo błotnista. Przy zbiegach wymagało to maksymalnej koncentracji, bo o upadek było łatwiej niż zwykle. Oznakowanie biegu świetne, chyba tylko raz, biegnąc już ostatnie, leśne kilometry w totalnej ciemności, z niecierpliwością wypatrywałem taśmy oznaczającej drogę.

profil trasy Łemkowyna Ultra Trail Garmin Fenix3

profil trasy Łemkowyna Ultra Trail Garmin Fenix3

beskid niski Łemkowyna Ultra Trail

Piękne okoliczności przyrody

Jeszcze trochę o organizacji zawodów – obsługa i posiłki na punktach kontrolnych, pierwsza klasa. Miałem to czego nie było na Rzeźniku, czyli suszone owoce, banany i pomarańcze. Dodatkowo na 40 km w Puławach Górnych czekała na mnie wegańska zupa dyniowa, a na mecie w Komańczy posiłek regeneracyjny w postaci wegańskich pierogów i wegańskiego żurku. Co ciekawe i fajne, wegańska opcja była jedyną oferowaną wszystkim biegaczom 😉 Nie słyszałem aby ktoś narzekał.

Wegańskie pierogi i żurek na mecie

Wegańskie pierogi i żurek na mecie

W czasie wyjazdu mieszkaliśmy w Mszanie w ośrodku Agroturystyka bez barier. 4 km od Chyrowej, blisko Dukli, Inowicza-Zdrój i wszystkich innych atrakcji, które te rejony mają do zaferowania. Świetna baza na wypady biegowe i nie tylko. Dom dostosowany do potrzeb osób niepełnpsprawnych i niewidomych.

vegan runners maraton warszawski 2015 polska

A wcześniej, bo pod koniec września przebiegłem Maraton Warszawski. Treningowo, bo zbyt wiele pod niego nie trenowałem. Zrobiłem 3h45 min (o ponad kwadrans gorzej od życiówki),a po zawodach wróciłem do domu i skosiłem trawnik. To miał być trening/dłuższe wybieganie przed górskim Łemkowyną. Skusiłem się na Warszawę przede wszystkim dlatego, że zgodnie z zapowiedzą organizatorów, był to ostani MW z metą na Narodowym. Wielka szkoda, bo ten finisz był magnezem, który przyciągał biegaczy do Warszawy. Uwielbiałem tę końcówkę, dlatego wbiegałem tam 4x. Poza tym organizacja Maratonu Warszawskiego jest po prostu świetna. Wydaje mi się, że dzieje się tak również dzięki całej infrastrukturze, którą dostarczał Narodowy. Niestety, Orlen Maraton z niskimi opłatami startowymi, okazał się bardziej atrakcyjny i w 2015 okazał się najpopularniejszym biegiem maratońskim w Polsce.

Teraz przychodzi czas na roztrenowanie i robienie pompek, brzuszków i innych wygibasów. O bieganiu nie zapominam, mimo że w najbliższych tygodniach i miesiącach czeka mnie sporo życiowych atrakcji. Także sportowych.

Na jesień wracam w Bieszczady

W październiku wracamy z Dominikiem na bieszczadzki szlak. Tym raziem pobiegniemy „Łemkowyne Ultra Trail” (70 km). Meta w Komańczy, więc będzie  piękna „klamra” z Rzeźnikiem. Impreza zbiera dobre recenzje, na punktach kontrolnych będą serwować owoce, więc „rzeźnikowej wtopy” nie będzie. Za to zamiast z upałami, możemy stoczyć walkę z chłodem. Pogoda marzenie? Słońce i 8C.

Post Maraton

Zacząłem już pomaratońskie treningi. Niestety musiałem je prawie od razu przerwać. Nabawiłem się jakiejś infekcji (katar, ból głowy, lekki kaszel). Przeiwiało mnie po przebieżce i tyle. Ale to nic dziwnego. Według badań, do tygodnia po wyścigu, maratończycy są 6 razy bardziej narażeni na infekcję niż ci którzy nie przebiegli 42195 metrów. Generalnie tylko po Maratonie Solidarności ( moim pierwszym maratonie) nie miałem problemów z infekcją.

Jak tylko dojdę w 100% do zdrowia zaczynam drugą fazę przygotowań do Biegu Chudego Wawrzyńca (11 sierpnia). Pierwsza pokrywała się z zimowym budowaniem siły biegowej. Było sporo podbiegów + długie wybiegania na śniegu. Teraz na nowo zaprzyjaźnię się z trasą biegową w Falenicy. To chyba najlepsze miejsce do „górskiego” biegania na płaskim Mazowszu. Planowałem w czerwcy weekendowy wypad do Szklarskiej Poręby na trening w górach, ale z braku czasu chyba będę musiał to sobie odpuścić.

Znalazłem ostatnio na youtube „Running on the Sun”, cały film o Badwater Ultramarathon (135 mil czyli 217 km po kalifornijskiej Dolinie Śmierci). Film nakręcony w 1999 roku. To trochę porażający i przejmujący obraz chyba najcięższego biegu ultra na świecie. Dobrze ujęty „romantyzm” biegów ultra, ale jest też tu miejsce na odarcie z głębszych uczuć i pokazania wprost masakry, na którą narażone jest ciało i umysł każdego ultrasa. I nie piszę tu tylko o odciskach na stopach, chodzi mi raczej o zaburzenia pracy nerek, halucynacje, itp.

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=lQ6jwXIVjgo]

A na koniec torchę prywaty. Mam do wynajęcia w centrum Warszawy. Tu znajdziecie wszystkie szczegóły. Polecam 😉