Przebiegłem Cracovia Maraton. To było moje pierwsze wiosenne spotkanie z dystansem 42 km 195 m. Do grodu Kraka przyjechaliśmy już w Piątek. Sobota minęła na pełnym relaksie. A późnym popołudniem nadwiślańskie pizza party z ekipą Vege Runners. Jak zwykle było super!
Noc minęła spokojnie, na starcie zjawiliśmy się o 8.50. NIektóe rzeczy oddałem do depozytu, niektore Mamie i Ewie, potem krótka rozgrzewka z Jarkiem M, który do Krakowa dojechal dopiero w sobotę wieczorem. Bieg zacząłem szybko. Za szybko, jak się miało później okazać. Do 31 km biegłem na czas 3 godz 30 minut! Ewa i Mama czekały na mnie w okolicach 17 km. Wtedy jeszcze wyglądałem świeżo, dobrze się czułem. Nawet krzyknąłem do nich, że biegnę na 3 godz 30 min.
fot. Łukasz popielarczyk (16 km, moja mam robi zdjęcie ipadem, Ewa za chwilę poda żel i wodę)
Ale na 31 km totalnie mnie „odłączyło”.Ostatnie 10 km to prawdziwa walka. Nawet nie wiem co mi wysiadło. Celuję w nogi, bo oddech raczej był ok. Po prostu ktoś wyłączył prąd. Nadwiślański bulwar (właściwie jedyny taki prosty, długi odcinek na trasie) ciągnął się w nieskończoność. Nawet nie pamiętam swoich myśli. Wszystko mnie irytowało. Nie mogłem już słuchać muzyki w ipodzie, ale jak ją wyłączyłem, to strasznie mnie wkurzał oddech gościa, który biegl za mną. Musiałem więc znów włączyć muzykę, tyle ,że zciszyłem ją jak się tylko dało. Takie problemy 33 kilometra 🙂 Potem próbowałem liczyć jak mam dobiec poniżej 3 godz 40 (bo to oznaczało nową życiówkę). Wiedziałem, że na 37 km zobaczę Mamę i Ewę. Czekałem na moje panie. Kiedy wreszcie do nich dobiegłem rzuciłem jedynie krótko, że nie jest ze mną dobrze. Wtedy Mama zaczęła biec obok mnie i dopingować …. Przyznam się, że ten widok biegnącej obok mnie Mamy, zagrzewającej do wysiłku bardzo mnie wzruszył i pomogł. Kobieta ma problemy z biodrem, te kilkanaście metrów biegu obok syna musiał być dla niej ultramaratonem. Ten moment złapał na zdjęciu Łukasz, profesjonalny fotograf, który robił na trasie zdjęcia vege biegaczom. Łukasz wie o co biega, bo sam jest maratończykiem. Jestem mu wdzięczny za ten kadr …
FOT. ŁUKASZ POPIELARCZYK (Mama + syn na 37 kilometrze)
Na 39 km zauważył mnie Pająk z Vege Runners, który na rowerze eskortował „bezmięsnych” maratończyków po bulwarze. Szczerze przyznam, że byłem już tak zmęczony, tak mocno paliło mnie w mózgu, że nie miałem siły na interakcje. Ale dobrze było go zobaczyć. Potem szutrowy , dość słaby podbieg – wtedy miałem już naprawdę dość. Energia nadeszła od kibiców. Zobaczyłem dziewczyny z wielkim transparentem „Nie zwalniaj, bo ludzie patrzą!”. Rozbawiło mnie to i wykrzesałem jeszcze trochę energii. Potem matematyka i chęć złamania 3 godz 40 min kazala przyśpieszyć. Jakoś to zrobiłem … na metę wbiegłem z czasem 3 godz 39 minut 12 sekund. Życiówla poprawiona o lekko 2 minuty z kawałkiem.
i Już po wszystkim 🙂
Wnioski na przyszłość – zrzucić wagę i lepiej jeść. Mimo nowej życiówki nie jestem zadowolony z tego startu, bo nowy rekord powinien być po prostu lepszy. Przepracowałem zimę, poprawiłem znacząco wynik w półmaratonie, dlatego czuję niedosyt. Bieg powinien skończyć się o co najmniej 5 minut prędzej. Po prostu zabrakło mi doświadczenia. Powiniennem trzymać się grupy na 3:30, a nie gnać do przodu. Ale chyba najważniejsze w tym wszystkim jest to, że mimo tego wielkiego kryzysu (pierwszego tak ciężkiego w mojej maratonskiej karierze), ani razu nie pomyślałem żle o samym bieganiu. Zmasakrowało mnie, ale nadal uwielbiam ten sport. A dziś myślę już o zakupie nowych butów, które może trochę mi pomogą 🙂
Na koniec mój prywatny bilans Cracovia Maraton.
„plusy”
1) dobra organizacja mety i biura zawodow
2) fajna trasa. Wprawdzie było dużo zakrętów, ale przynajmniej nie było nudy na trasie.
3) wolontariusze, ilość punktów odżywczych (woda byla co 2 km).
4) doping kibiców na trasie. Czuło się ich wsparcie, a to zawsze pomaga!
5) wielu maratończyków z zagranicy. Czuło się , że jest to międzynarodowa impreza.
„minusy”
1) brak wegańsko/wegetarianskiej strawy po biegu.Tyle robi się ankiet, prosi się o bezmięsne żarcie, a koniec końców organizatorzy nie zapewniają jedzenia takim jednostkom jak ja. A jest nas trochę … 😉 Nowością było piwo na mecie. Piwo dajecie, a wegetarian nie nakarmicie ?:)
2) brak wyraźnego oznaczenia kilometrów na trasie. Mi to nie przeszkadzało, bo mnie odliczał zegarek, ale wierze, że dla niektorych mogło to być problemem. Nawet raz jakiś biegacz na trasie, słysząc, że „piknął” mi zegarek zapytał, który mamy kilometr.
3) zabezpieczenie medyczne. Kolega Jarek M. z powodu kontuzji musiał niestety zejść z trasy na 31 km. Steward wezwał karetkę, która nigdy się nie zjawiła. Jarka do hotelu odstawiła cudem złapaną taksówka. Słabe.
4) końcówka trasy na bulwarze nadwiślańskim. Koniec aslafltu i pojawia się piasek zmiksowany z szutrem. Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale na 39 km przeszkadza i denerwuje najmniejszy szczegół.
A dziś pełna regeneracja. Jedzenie, picie, dwa spacery z Ryśkiem, dwie drzemki i oglądanie filmów. Dobry dzień:)
Dobry pomysł z tym dniem wolnym po biegu. Że tez nigdy na to nie wpadłem 🙂
Świetne to hasło, że ludzie patrzą. Chyba kiedyś ukradnę pomysł. A życiówka jest życiówką i należą się gratulacje!
w Krakowie mieliśmy bardzo fajnych kibiców. Pomogli w walce z dystansem! A hasło – mistrz 🙂
Pingback: Gdynia | DIG x DEEP
Pingback: Łódź Maraton + trochę o Bostonie | DIG x DEEP